niedziela, 6 lipca 2014

Pędzlem malowane WYSZŁA Z KOMIKSU- eksperymenty

Postanowiłam, że co jakiś czas będę też na tym blogu umieszczała próbki moich makijażowych tworów...








TOŁPA moda czy metoda?!

Topła jest dla mnei przykładem marki, którą znam od kilku dobrych lat, ale która na moich oczach w krótkim czasie niedawno wkracza na salony sklepowych półek, podbija rynek i staje się szeroko dostępna przeciętnemu zjadaczowi kremu...Super, zwłaszcza, że produkty świetne, naturalne, a do tego firma przekazuje fajną ideę- mają nawet na swojej stronie manifest, w którym generalnie szerzą, aby kupować z głową, kupować mniej, ale odpowiednio dobranych produktów, żeby nie tworzyć wystawki kosmetyków, które tylko się kurzą, ale sukcesywnie zurzywać i kupować nowe- idea dla mnie fajna, choć w moim przypadku, jak się zaraz przekonacie po zdjęciach póki co nierealna, bo przy moim kompulsywnym kupowaniu pewnie powinnam mieć jeden balsam do ciała, a nie 5 i to w obrebie jednej marki, nie wspominając o innych...ale fakt jest taki, że kosmetyki Tołpy pasują mi w wielu wymiarach i może dlatego tak chętnie wydałam na nie pieniądze...A skoro już o pieniądzach...ceny nie są najmniejsze- tzn porównując do przeciętnego balsamu czy żelu dostępnego w drogerii, przecietny prodkt Tołpy to koszt ok 30-40zł Dla jednych dużo, dla drugich niewiele- moim zdaniem warto zainwestować, ale też warto polować na promocje- tak jak ja ostatnio w SuperPharm, gdzie udało mi się skorzystać z promocji -50% 

Generalnie nie mogę nic złego powiedzieć na temat tych kosmetyków, które do tej pory udało mi się spróbować, z resztą nie mam najmniejszej ochoty nic złego o nich pisać..fajnie jak się trafia na kosmetyk do pielęgnacji, który w 99% realizje nasze potrzeby i dla mnie Tołpa to robi..z rzeczy najmniej istotnych, ale uwielbiam ich opakowania i ich szatę graficzną, jest delikatna, ale przy tym okraszona masą informacji, rad, porad i wskazówek..tak jak np tu:









Nie wiem jak Wy, ale ja lubie czytać te wszystkie informacje na opakowaniach, nie biorę ich na ślepo na wiarę, wiadomo że nie wszystkie te cuda, które nam producenci wypisują mają jakiekolwiek szanse się ziścić, ale z ciekawości filtruję te informacje i składy dla właśnej lepszej świadomości..
Lubię też szatę graficzną opakowań, delikatne przyjemne dla oka kolory, czytelny układ i miły całokształt- mnie zdecydowanie przekonuje..

Mam też do tych kosmetyków pewien sentyment- wiele lat temu, kiedy jeszcze te kosmetyki nie były tak dostępne moja mama dostała zestaw kilku produktów w prezencie, zakupiony w jakimś centrum spa, wtedy ceny były w moim odczuciu bardzo ekskluzywne- nie pamietam dokladnie, ale wtedy wydało mi się, że moja mama ma na półce świetego grala pielęgnacji hehe :) ale coś w tym jest..ja głównie korzystam z ich kosmetyków do pielęgnacji ciała- póki co te serie najbardziej do mnie przemawiają...

Za co je lubię?

- za zapachy- każda seria włąściwie mi odpowiada, każda jest wyjątkowa, pachną dość intensywnie, ale nie sztucznie i płasko

- za konsystencję, któa z jednej strony wydaje się gęsta i ciężka, treściwa, ale co przekonałam sie właściwie po wszystkich produktach, któe mam- przy rozsmarowywaniu na ciele formuła zmienia się na bardzie "wodnistą", lekką, dzięki temu świetnie się rozprowadzają na skóze, są wydajne, niewielka ilość produktu jest potrzebna, szybko się wchłaniają, ale nie odbiera im to poczucia treściwości i silnych włąściwości pielęgnacyjnych

-za działanie- nei skupiam sie szczególnie na konkretnym działaniu opisanym na opakowaniu, generalnie smaruje się, bo uważam, że dobrze nawilżona skóa będzie też jędrniejsza i odwrotnie- te balsamy, któe mam robią to co od nich oczekuję- nawilżają, uelastyczniają, dają poczucie komfortu...

Nigdy jeszcze nie spotkały mnie po nich jakieś skórne nieprzyjemności i odpukać, niech tak zostanie- z resztą są hypoalergiczne, bez zbędnych barwników i innych paskudztw i mojej skórze te składy służą..


To co mam w swojej gamie pielęgnacyjnej i teraz sukcesywnie będą zurzywać to:



Od lewej, duo z tej samej serii żółtej ujędrniającej- peeling i balsam. Zapach świeży, elkko cytusowy, ale z nutką kremowości..lubię go, chociaż peeling nie będzie raczej moim faworytem, ale to dlatego że lubię mocne zdzieraki, do których on zdecydowanie nie należy, ale myślę, że dla wielu osób się sprawdzi, zwłaszcza tych z delikatną skórą, a balsam jak pisałam wyżej- dla mnie robi wszystko co ma robić balsam :)

 



Idąc dalej, dwa balsamy z kolejnych serii, jeden z zielonej- wygładzająco- odżywczy, a drugi fioletowy- odmładzający i tutaj nic nowego, każdy ślicznie pachnie, świetnie działa na skórę, nawilża, napina, zapach przyjemnie utrzymuje się na skórze..Tak szczerze mówiąc gdybym miała wydbrać jeden chyba bym nie umiała- zdecydowanie muszę mieć je wszystkie :D To wszytsko są kosmetyki z serii Planet of Nature, bez alergenów i stucznych barwników...

Kolejny - Seria Dermo Body Mum to jeszcze nie uzywany przeze mnie produkt- zdrowy rozsądek kazał mi jednak najpierw zużyć te już napoczęte- ten kupiłam z czystej ciekawości, właśnie na promocji -50%, produkt do pielęgnacji dla kobiet w  ciąży- ja nie widze problemu stosowania ich w cięży nie będąc więć kupiłam- ciekawe jak się sprawdzi?!


A na koniec zostawiłam sobie moich dwóch meeeeega ulubieńców..Jeden zdenkowany i jakoś nie widzę go w sklepach od jakiegoś czasu :/ A drugi to cudo, które kocham za zapach i gdyby tylko powstały perfumy o tym zapachu stałyby na mojej półce z kolekcją :)


Seria Body pro- Regenerator suchej skóry- ulra hydration; Pro- odżywcze mleczko regenerujące
Nie wiem jakimi słowani mam określać to jak bardzo przyjemnie mi się je stosowało- jedyny minus, że trochę szybko je zużyłam,a le pozatym cudak. Genialny zapach- kremowy, elegancki, ale świeży i niebanalny, konsystencja jak to mleczko- lekka, ale pięknie nawilżał, zapach długo utrzymywał się na ciele i dodawał skóze jakby energetycznego kopa, długo była nawilżona, napięta- jezli tylko gdzieś znajdę jeszcze ten produkt na pewno do odkupię. Aaaa i plus za opakowanie z pompką- chyba wszystkie je lubimy :)

Spa Eco Relax- otulające masło- krem- uzywałam go dawno, dawno temu i ten zapach siedział mi w głowie kilka lat, jakos do niego nie wracałam- sama nie wiem dlaczego, ale jak zobaczyłam je na sklepowej półce i w myślach przypomniałam sobie, że to TAK pachniało nie mogłam się oprzeć- pachnie drzewem sandałowym, kadzidłem, ciepło i otulająco faktycznie :) wydaje mi się, że nie każdemu on aż tak bardzo przypadnie do gustu- zdecydowanie tym, którzy lubią cięższe, orientalne zapachy, to zupełnie inna bajka niż pozostałe serie, których zapachy są świeże i lekkie...działanie również sprawdza się idealnie w pielęgnacji, konsystencja nie jest bardzo ciężka, łatwo się nakłada i długo nawilża. 


Tak więc ja zabieram się za zużywanie tych wszystkich ml kremów i zdecydowanie będę testowała kolejne zapachy i produkty.


Do następnego/ Ola


wtorek, 1 lipca 2014

7 dni- 7 masaczek czyli LomiLomi

Gdzieś kiedyś o nich słyszałam, gdy zobaczyłam w Hebe najpierw kupiłam dwie w osobnych opakowaniach spodobały mi się na tyle, że postanowiłam zrobić sobie "tydzień piękności" :) a ponieważ zbliżały się moje urodziny, więc tydzień przed urodzinami wydał mi się czasem idealnym na wypróbowanie ich.


Cena 27zł
Maseczek jest 7, inna na każdy dzień tygodnia, robimy je w odpowiedniej kolejności 

1. ALOES
2. MIŁORZĄB JAPOŃSKI
3. WINOGRON
4. OGÓREK
5.ACEROLA
6.GRANAT
7.JAŚMIN







Każda z nich ma pewne swoje działanie, ale przyznam szczerze, że jak dla mnie stosując je każdego dnia nie jestem w stanie zauważyć czy każda robi dokładnie to co powinna. Generalnie działanie jest fajne, odświeżające, nawilżające, skóra robi się ładnie napięta. Nie oczekujcie po ich zastosowaniu cudów- tego nie robią, ale moim zdaniem od czasu do czasu taka kuracja i troche frajdy związanej z codziennym ich nakładaniem nikomu nie zaszkodzi, a jedynie doda cerze blasku i podreperuje.

Co ważne- nie miałam po żadnej z nich żadnych sensacji, żadnych podrażnień, nowych wyprysków, zapchanych porów itd itd Aaa co do zapachów- większość pachnie zgodnie z obrazkiem na opakowaniu- zapachy są wyczuwalne dość mocno, przez cały czas kiedy mamy je na buzi (ok.20-30 min), moim zdaniem zapachy są przyjemne, ale ja jakos przesadnie drażliwa na zapachy w kosmetykach do twarzy też nie jestem. 

A tu gdyby ktoś chciał się pośmiać :)

W opakowaniu jest dodatkowo oprócz nasączonej płachty sporo produktu- ja najpierw smarowałam buzie szyje i dekolt tym nadprogramowych żelem i potem nakładałam tkaninę na twarz. Dodatkowo powiem Wam, że jak dla mnie Lomi Lomi ma najfajniejszą formę i kształt, nie spada z twarzy, dobrze się wpasowuje, ma po bokach lekkie nacięcia, które też wpływają na komfort dopasowania się do buzi..używałam kilka tego typu maseczek z różnych firm i zawsze coś mi tu odstawało, tu zjeżdzało, a w tym przypadku było najlepiej do tej pory, bo nie mówię że idealnie :)

Swoją drogą uważam, że to fajny pomysł na drobny prezent dla kogoś kto lubi kosmtykowe eksperymenty. 
Ja sama do nich za jakiś czas pewnie wrócę :)


Do następnego/ Ola

sobota, 21 czerwca 2014

Zakupowe grzechy czyli wizyta w MAC- UWIELBIAM :)

Jest czasami tak, że im więcej o jakiejś marce się  mówi, im więcej jej produktów się zachwala i uważa za kultowe tym bardziej potrafi to do niej zniechęcić- ja stety lub niestety w przypadku MACa tak nie mam, kocham ich produkty- może nie na punkcie wszystkich jestem w stanie oszaleć, ale cena idzie w parze z jakością, są wydajne, świetne się  sprawdzają w każdej sytuacji i wiem, że to zakupy, które łechcą moje próżne kosmetyczne ego.

Kupiłam kilka rzeczy- mój standard- rzeczy, których zuzyłam juz po kilka opakowań i zawsze lubie je mieć w swoim niezbędniku makijażowym.





Z czystym sumieniem mogę każdemu wszystkie te kosmetyki i każdy z osobna serdecznie polecić



Z całej czwórki to jedyny produkt, który uważam nie jest niezbędny..co nei zmienia faktu, że jak mam możliwość i środki to zawsze na jakąś mgiełkę wykańczającą makijaż sobie pozwalam. Generalnie podobna jest w działaniu i opakowaniu do chyba bardziej znanego FIX+ i faktycznie są podobne, "magiczna woda" jest nieco droższa, ma inny zapach, ale bardzo świeży, przyjemny, kosmetyczny, zadanie też podobne- ma nawilżyć, odświeżyć, a nałożona na gotowy makijaż ma ściągać uczucie i efekt pudrowości, stapiać wszystkie nałożone warstwy makijażu w efekt zdrowej cery. Po kilku opakowaniach Fix+, którego wolę za zapach, jednak zdecydowanie stawiam na Charged Water- mam wrażenie, że to taka lepsza wersja Fix+. Świetnie wykańcza makijaż, wygładza strukturę skóry- oczywiście tylko optycznie :) utrwala makijaż i przedłuża jego trwałość. Jedyny minus to atomizer, który wydobywa z siebie mgiełkę o dośc duzych kroplach- kwestia przyzwyczajenia. 



Jeden z lepszych korektorów jakie kiedykolwiek uzywałam (choć nie najlepszy :P ) Ma świetne krycie, płynna konsystencję, specyficzny zapach- jak farbka, podobne pachnie podkład Rewlon Color Stay. Generalnie używam go pod oczy, odpowiednio zapudrowany trzyma sie cały dzień, zakrywa cienie pod oczami- jest mocno kryjący..trzeba też uważać, żeby nie nałożyć go za dużo, co niestety jest niekompatybilne z pąpką jaka wydobywa z siebie zdecydowanie za duzo produktu ( swoją drogą to już drugie opakowanie MACowych kosmetyków, którego aplikator neikoniecznie mi pasuje) Myślę, ze też sprawdzi się do zakrywania niedoskonałości, a nałozony cieniuteńką warstwą, lub wymieszany z kremem nawilżajacym sprawdzi się też okazjonalnie na całą twarz- miałam okazję przetestować. Wart ceny, wydajny, duży wybór kolorów mój to NC15. Aplikacje nei sprawia problemów, ja nakładam go beauty blenderem, ale równie dobrze stapia się ze skóra nakładany palcami, pod wpływem ich ciepła.






A bez tego cuda nie wyobrażam już sobie codziennego makijażu :) Dla mnie genialna baza pod makijaż- odstawiłam wszystkie inne bazy jakie miałam do tej pory; świeny też jako cień ujednolicający kolor powieki. Mogłabym dużo o nim opowiadać, ale właściwie będą to same superlatywy. Uzywam go za każdym razem gdy wykonuję makijaż, jest tak wydajny, że zastanawiam się czy kiedykolwiek się skończy :) Kolor to taki cielisty kolor skóry, lekko podbity różowymi tonami, ale nałożony na powieke stapia się ładnie i nie wybija jako kolor, a raczej po prostu daje równomierny koloryt. Goraco polecam, wcześniej wydawał mi się to zbędny kosmetyk, sama nie spodziewałam się, że staniesię aż takim moim ukochańcem :)



I ostatni winowajca mojego bankrudztwa :) To też moje juz chyba 3 czy 4 opakowanie. Generalnie z kosmetykami z MAC mam tak, że żaden jeszcze nie skonczył mi sie szybciej jak po pół roku- one są bardzo wydajne, choć nie powiem że ten liner jest idealny, bo z czasem niestety też odrobine wysycha, choć nie na tyle, żeby odwieźć mnie od kolejnego jego zakupu; kremowy, bardzo czarny, świetny liner. 



Ponieważ moja miłość do MACa jest raczej taką po grób, więc takie posty z zakupami będą się tu co jakiś czas pojawiać. Niestety dostęp mam ograniczony, bo w Łodzi sklepu nie ma, ale ponieważ bywam we Wrocławiu i czasami Warszawie to tam się zaopatruję.


Do następnego/ Ola